Błagowieszczeńsk to miasto, o którym nie znajdziecie wielu informacji w przewodnikach. W jednym z popularniejszych polskich przewodników na temat Kolei Transsyberyjskiej nie znalazłam żadnej wzmianki na jego temat. W sumie nie zdziwiło mnie to, bo do miasta dojeżdżają wprawdzie pociągi, ale nie leży ono na szlaku Kolei. Zaledwie parę stron poświęca mu przewodnik Lonely Planet. A to, co tam przeczytałam, na pewno nie zachęciłoby mnie do nadkładania drogi, żeby tylko tam dotrzeć. Choć wizyta w mieście, o którym nie słyszało 99,9 proc. moich znajomych w sumie mogła wydawać się kusząca. Ale takich miast nie trzeba przecież szukać w miejscach znajdujących się aż tak nie po drodze ;).
SOBÓR PRZENAJŚWIĘTSZEJ BOGURODZICY
O tym, że chcę tam pojechać, zdecydowałam po przeczytaniu paru wpisów na blogu Hiszpana, który nie tylko odwiedził Błagowieszczeńsk, ale nawet mieszkał w nim przez kilka miesięcy. Myśl o wizycie w mieście, które przez wiele lat było zakazane nie tylko dla cudzoziemców, ale też dla wielu Rosjan (z racji na jego strategiczne położenie), w mieście, które nadal wydaje się mocno wyizolowane i zapomniane przez turystów, przemówiła do mnie bardzo wyraźnie. I dlatego uparłam się, że będę walczyć o parę dodatkowych dni urlopu, ale koniecznie muszę tam pojechać.
W Błagowieszczeńsku mieszka ponad 200 tys. osób, więc to całkiem spore miasto. Zupełnie nie widać tego jednak w okolicach dworca. Sam dworzec sprawia wrażenie nieco sennego, choć oczywiście budynek jest całkiem ładny, jak na Rosję przystało ;). Jest jednak zdecydowanie mniejszy niż dworce w innych miastach, które zdarzyło mi się odwiedzić. Główna ulica prowadząca do dworca sprawia jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie, bo wzdłuż stoją nieduże drewniane domy, a na poboczach brakuje chodników. A że w tym czasie w okolicy było niestety deszczowo, to czekał nas spacer po kałużach i znienawidzonym przeze mnie po ubiegłorocznym złamaniu błocie ;).
DWORZEC W BŁAGOWIESZCZEŃSKU
ZUPEŁNIE JAK W POLSCE ;)
Do Błagowieszczeńska chciałam jednak pojechać nie ze względu na dworzec, czy prowadzącą do niego ulicę. Błagowieszczeńsk skusił mnie, ponieważ, leży nad rzeką, po której drugiej stronie znajduje się chińskie miasto Heihe. Formalnie granica przebiega środkiem rzeki, ale słupki graniczne stoją na nadrzecznej promenadzie. Nad rzeką są też oczywiście budki wartownicze, ale nie wiem, na ile uważnie pilnowana jest granica. Na pewno nie ma zakazu korzystania z rzeki, więc latem z obydwu jej brzegów do wody wskakują pływacy z sąsiadujących ze sobą miast.
SŁUP GRANICZNY
Wraz ze zbliżaniem się do rzeki i granicy, coraz lepiej wyglądała też wspomniana główna ulica i jej okolice. W pewnym momencie pojawił się chodnik, a w pobliżu rzeki widać było niedawno wybudowane luksusowe bloki. Nad samą rzeką rozciąga się plac budowy. Nie wiem, czy będzie to przedłużenie promenady, czy może kolejne budynki mieszkalne lub hotele. W każdym razie dużo się tu dzieje. Promenada oczywiście wypełniona była pieszymi korzystającymi ze słońca i rodzinami z dziećmi tym bardziej, że tuż obok niej znajduje się wesołe miasteczko – podczas naszego pobytu dopiero budzące się do życia, bo Błagowieszczeńsk odwiedziłyśmy przed wakacjami.
CORAZ ŁADNIEJSZE BUDYNKI TO ZNAK, ŻE ZBLIŻAMY SIĘ DO RZEKI ;)
PROMENADA O ZACHODZIE SŁOŃCA
W trakcie naszego spaceru nadrzeczną promenadą zaczepił nas Dmitrij, który pochodzi z Błagowieszczeńska, ale mieszka i pracuje w Moskwie. W swoim rodzinnym mieście odwiedzał akurat mamę. Spytał nas, czy jesteśmy stąd, choć pewnie wiedział, że nie, bo miejscowi raczej nie spacerują z dużymi aparatami fotograficznymi ;). Dmitrij powiedział nam, że uczy angielskiego i wspiera znajomego, który prowadzi fundację wspierającą młodych ludzi, którzy chcą założyć firmę. Oczywiście dużo łatwiej byłoby się nam porozumieć po angielsku, bo to jednak nasz pierwszy język obcy, ale nie po to jedzie się do Rosji, żeby używać innego języka niż rosyjski ;). Dlatego z Dmitrijem rozmawiałyśmy po rosyjsku, a tylko jeśli wydawało mu się, że czegoś nie rozumiemy, to tłumaczył nam to po angielsku.
Sąsiedztwo z chińskim miastem i wszechobecne wpływy chińskie są w Błagowieszczeńsku tak naturalne, że ludzie w ogóle o tym zapominają. Dmitrij opowiedział nam o swoim przyjacielu z czasów szkolnych – Saszy. Chłopcy spędzali razem czas, bawili się, razem dorastali, mimo że Dmitrij to Rosjanin, a Sasza był Chińczykiem. Dmitrij nie zwracał na to uwagi i nie dostrzegał różnic w wyglądzie, bo dla niego Sasza był po prostu kolegą z podwórka. To, że Sasza wygląda inaczej niż on, uświadomił mu dopiero ktoś, kto zwrócił na to uwagę w jakiejś rozmowie, kiedy obaj chłopcy byli już nieco starsi.
Dmitrij powiedział nam, że Rosjanie mogą odwiedzać Heihe bez obowiązku posiadania wiz. Chińczycy wiedzą bowiem, że to okazja do przyciągnięcia ludzi, którzy zrobią zakupy w ich kraju i wspomogą ich gospodarkę. Z rosyjskiej strony rzeki widać nawet budynek centrum handlu hurtowego. Na budynku od strony rzeki umieszczona jest rosyjska nazwa, która zapewne ma przyciągnąć klientów z drugiej strony rzeki. Dmitrij nie wiedział niestety, czy Chińczycy też mogą odwiedzać Błagowieszczeńsk bez wiz, ale nie można tego wykluczyć, zważywszy na liczbę azjatyckich wycieczek w tym mieście i chińskich restauracji.
ROSYJSKIE(?) CENTRUM HANDLOWE W CHINACH
CHIŃSKIE NAPISY W ROSJI
AZJATYCCY TURYŚCI ODPOCZYWAJĄ PRZED DALSZYM ZWIEDZANIEM
Dmitrij opowiedział nam o jeszcze kilku miejscach, które jego zdaniem warto było zobaczyć w trakcie pobytu w Błagowieszczeńsku. Poza tymi, które już widziałyśmy lub planowałyśmy zobaczyć, wspomniał o kościele wybudowanym przez Polaków. Kościół (czy raczej cerkiew, w którą został przekształcony) niestety był akurat w trakcie remontu. Dlatego nie udało nam się zobaczyć go od środka, ale z zewnątrz przypomina polskie kościoły. Już po powrocie trafiłam na informację potwierdzającą, że w jego budowę rzeczywiście zaangażowani byli Polacy. Okazało się zatem, że nawet tuż przy granicy rosyjsko-chińskiej można natrafić na polskie ślady :).
"POLSKI" KOŚCIÓŁ
Prawdziwym wyzwaniem w Błagowieszczeńsku okazało się…znalezienie restauracji z rosyjską kuchnią… Nad rzeką dominują restauracje chińskie. Widziałyśmy też restauracje czeskie, japońskie, włoskie itd. Zabrakło chyba tylko tych serwujących polskie dania, ale może wynika to z tego, że polska kuchnia jest zbyt podobna do kuchni pobliskich krajów, w tym Rosji. Po długiej wędrówce w końcu udało nam się znaleźć miejsce, gdzie serwowali pierogi rodem z krajów byłego ZSRR (nie tylko rosyjskie ale też np. uzbeckie). Przed wejściem do raczej pustawej restauracji znajdowała się kareta okupowana (zapewne) przez właściciela i jego kontrahentów. Dlatego nam zostało miejsce na zadaszonej werandzie.
W MIEŚCIE MOŻNA SPRÓBWAĆ RÓŻNYCH KUCHNI - TUTAJ CZESKA
A TUTAJ JEDNA Z LICZNYCH RESTAURACJI AZJATYCKICH
KARETA PRZED NASZĄ LOKALNĄ RESTAURACJĄ
Jedzenie nie było szczególnie dobre, a poza tym trochę niezręcznie czułyśmy się obsługiwane przez pięć czy sześć kelnerek, które pewnie przyuczały się do pracy przed wakacjami. Dlatego następnego dnia postanowiłyśmy nie walczyć z losem i pójść do którejś z licznych restauracji serwujących kuchnię azjatycką. Nauczona doświadczeniem z mojej wizyty w Chinach powinnam się była domyślić, że porcje będą takie, że żadna z nas nie podoła swojej. Pamięć niestety jest jednak ulotna, więc zostałyśmy „pokonane” przez nasze dania, które dla odmiany po obiedzie z poprzedniego dnia smakowały tak, jak powinny smakować. Gorzej było, jak już trzeba się było wytoczyć, żeby kontynuować przechadzkę po mieście ;). Bo chociaż żadna z nas nie skończyła swojego dania, to i tak czułyśmy się pełne. Mimo to zebrałyśmy się jakoś w sobie i ruszyłyśmy przed siebie, żeby choć trochę ulżyć naszym przepełnionym żołądkom.
LENIN SPOGLĄDAJĄCY NA PLAC I ULICĘ LENINA
Błagowieszczeńsk, to miasto, w którym nie ma wielu interesujących zabytków czy miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć. Jest oczywiście parę pomników, w tym obowiązkowy pomnik Lenina znajdujący się na placu Lenina zlokalizowanym przy ulicy Lenina. Jest też kilka innych pomników, łuk triumfalny itd. Ale nie są to na pewno zabytki, dla których ktoś postanowiłby nadłożyć drogi w trakcie podróży Koleją Transsyberyjską. To, co zachęca do przybycia tutaj, to zdecydowanie poczucie izolacji i zapomnienia oraz sąsiedztwo z chińskim miastem i dająca się wszędzie wyczuć ta bliskość. Po chińskiej stronie wprawdzie nie byłam, ale z drugiej strony rzeki zwłaszcza już po zmierzchu sprawiała wrażenie młodszego brata Las Vegas. Kolorowe światła (czasem tych kolorów było aż za dużo), głośna muzyka dobiegająca z wyglądających na luksusowe hoteli, restauracji itd. Jakże inaczej było po rosyjskiej stronie, która była oświetlona bardzo umiarkowanie, co niestety utrudniało robienie uwielbianych przeze mnie nocnych zdjęć. Za to oświetlenie dawały tylko latarnie uliczne, więc nie bolały nas oczy od patrzenia na te wszystkie kolory tęczy. A poza tym ta cisza, którą zakłócłay jednak dochodzące z drugiej strony rzeki dźwięki zbyt głośnej muzyki. O nastrojowym wieczornym spacerze nad rzeką zdecydowanie można było zapomnieć ;).
HEIHE NOCĄ
DREWNIANA ZABUDOWA BŁAGOWIESZCZEŃSKA: